00 - TESTY - Puebla
: 14 sty 2017, 23:32
Pierwszy dzień testów za nami. Dla jednych ostatnia szansa na lepsze poznanie sprzętu, dla innych formalność i możliwość dania szansy kierowcom testowym. Oprócz Mercedesa, Red Bulla i Ferrari, które z reguły albo nie wystawiły obu kierowców, albo wypuściły na dłuższe przejazdy tylko testerów, wszyscy wykonali prawie pełen program treningowy. Pewną niespodzianką jest trzeci czas Kevina Magnussena z Haasa, który wśród dość przeciętnych czasów zmieścił wybitne jak na możliwości swoje samochodu okrążenie. Ze środka stawki z dobrej strony pokazał się też Sergio Perez z Force India, który imponował regularnością i notował czasy znacznie lepsze niż testerzy czołowych teamów - Vergne i debiutant w F1, Giovinazzi. Solidną robotę wykonał też Nico Hulkenberg w teoretycznie najsłabszym Renault, dwukrotnie bardzo blisko zbliżając się do granicy 25 sekund.
W środku stawki przepletli się kierowcy Williamsa i Toro Rosso. Carlos Sainz był najrówniej jeżdżącym kierowcą w całej stawce, ale nie udało mu się złożyć jednego szybkiego okrążenia, które zaznaczyłoby jego wysoką formę - z kolei jego bardziej doświadczony kolega z teamu, jak się wydaje, nieco lepiej ustawił samochód, co, choć Button nie słynie przecież ostatnio z szybkich kółek, pozwoliło mu kręcić czasy zbliżone do Hiszpana.
W zmaganiach debiutantów na dole stawki nieoczekiwanie Marciello, a nie Gasly, okazał się tym najlepszym. Z drugiej strony ten najmniej doświadczony kierowca był też autorem trzech najgorszych okrążeń w całym treningu, więc zdecydowanie musi popracować nad regularnością, ale pokazał, że bez wątpienia jego zespół będzie jeszcze miał z niego pożytek (albo przynajmniej z pieniędzy jego sponsorów...).
Nieco zdezorientowany musi być szef McLarena, w którego garażu - jak donoszą plotki - w ramach przygotowań do sezonu... wszczęto regularną bibę. Wieść głosi, że gdy pół godziny przed końcem sesji zezgnonowani inżynierowie, kierowcy i mechanicy odstawili w końcu kielichy, okazało się że żaden z nich nawet niespecjalnie zdaje sobie sprawę z tego, na jaki tor przyjechali, i cały obowiązek sporządzenia planu treningowego i ustawienia bolidów spadł na Chrisa, speca od nakrętek, który jedyny z całej tej ferajny orientował się, że mniej więcej są chyba gdzieś w Meksyku. Podniecony Alex Lynn, który do tej pory jeździł najwyżej w GP2, widząc, że jego inżynier nie jest w stanie udzielić mu żadnych wskazówek (zresztą nie był chyba w tym momencie w stanie nawet ustać na nogach), podszedł do Chrisa z jednym tylko słowem "speeeeed!". Fernando Alonso, wstając z podłogi, miał z kolei uznać, że w sumie to może pojechać, ale ogólnie to "ma wy****ne". Koniec końców okazało się, że nie poszło im tak źle, jak można się było spodziewać - Alonso pewnie wykręciłby lepszy czas, gdyby nie zapomniał że od kilku lat samochody F1 mają już aż 8 biegów, z kolei Lynn - mimo tego że był ostatni - wysiadł z samochodu z wielkim bananem na twarzy, cały czas krzycząc "speeeeeed!" i ciesząc się jak dziecko ze swoich 342 km/h na liczniku. Mszostus raczej nie musi się obawiać o morale swojego młodego podopiecznego, który wrażeń z tej sesji - jak mówi - nie zapomni do końca życia, ale wątpliwe umiejętności Brytyjczyka mogą skłonić go do zastanowienia się nad sensem zdegradowania Estebana Gutierreza do roli testera... czy niesforny Alex dostanie jutro drugą szansę, czy może to Meksykanin na własnej ziemi odzyska swoje miejsce w Formule 1? Zobaczymy!
W środku stawki przepletli się kierowcy Williamsa i Toro Rosso. Carlos Sainz był najrówniej jeżdżącym kierowcą w całej stawce, ale nie udało mu się złożyć jednego szybkiego okrążenia, które zaznaczyłoby jego wysoką formę - z kolei jego bardziej doświadczony kolega z teamu, jak się wydaje, nieco lepiej ustawił samochód, co, choć Button nie słynie przecież ostatnio z szybkich kółek, pozwoliło mu kręcić czasy zbliżone do Hiszpana.
W zmaganiach debiutantów na dole stawki nieoczekiwanie Marciello, a nie Gasly, okazał się tym najlepszym. Z drugiej strony ten najmniej doświadczony kierowca był też autorem trzech najgorszych okrążeń w całym treningu, więc zdecydowanie musi popracować nad regularnością, ale pokazał, że bez wątpienia jego zespół będzie jeszcze miał z niego pożytek (albo przynajmniej z pieniędzy jego sponsorów...).
Nieco zdezorientowany musi być szef McLarena, w którego garażu - jak donoszą plotki - w ramach przygotowań do sezonu... wszczęto regularną bibę. Wieść głosi, że gdy pół godziny przed końcem sesji zezgnonowani inżynierowie, kierowcy i mechanicy odstawili w końcu kielichy, okazało się że żaden z nich nawet niespecjalnie zdaje sobie sprawę z tego, na jaki tor przyjechali, i cały obowiązek sporządzenia planu treningowego i ustawienia bolidów spadł na Chrisa, speca od nakrętek, który jedyny z całej tej ferajny orientował się, że mniej więcej są chyba gdzieś w Meksyku. Podniecony Alex Lynn, który do tej pory jeździł najwyżej w GP2, widząc, że jego inżynier nie jest w stanie udzielić mu żadnych wskazówek (zresztą nie był chyba w tym momencie w stanie nawet ustać na nogach), podszedł do Chrisa z jednym tylko słowem "speeeeed!". Fernando Alonso, wstając z podłogi, miał z kolei uznać, że w sumie to może pojechać, ale ogólnie to "ma wy****ne". Koniec końców okazało się, że nie poszło im tak źle, jak można się było spodziewać - Alonso pewnie wykręciłby lepszy czas, gdyby nie zapomniał że od kilku lat samochody F1 mają już aż 8 biegów, z kolei Lynn - mimo tego że był ostatni - wysiadł z samochodu z wielkim bananem na twarzy, cały czas krzycząc "speeeeeed!" i ciesząc się jak dziecko ze swoich 342 km/h na liczniku. Mszostus raczej nie musi się obawiać o morale swojego młodego podopiecznego, który wrażeń z tej sesji - jak mówi - nie zapomni do końca życia, ale wątpliwe umiejętności Brytyjczyka mogą skłonić go do zastanowienia się nad sensem zdegradowania Estebana Gutierreza do roli testera... czy niesforny Alex dostanie jutro drugą szansę, czy może to Meksykanin na własnej ziemi odzyska swoje miejsce w Formule 1? Zobaczymy!